sobota, 8 stycznia 2011

Bardzo nie lubię rozpoczynać.

           To pewnie dlatego, że zazwyczaj początki są takie nadęte i patetyczne. Nie chcę być nadęty i patetyczny. Nawet nie wiem jaki mam zamiar być. A już na pewno nie wiem do końca po co tworzę ten blog. Jest 6 rano jak zaczynam ten wpis, dopijam kawę i strasznie chce mi się palić - ale cholera nie zapalę, nie pójdę na łatwiznę. Przejdę do rzeczy.  
           Tytuł bloga jest oczywistym nawiązaniem do dzieła Terry'ego Pratchetta (którego notabene nie przeczytałem, mimo że parę razy zdarzyło mi się zacząć), ale jego tematyka nie będzie związana z literaturą. Będzie o jednej z najważniejszych rzeczy w moim życiu, o bardzo szeroko rozumianym pojęciu muzyki. Nie, to źle brzmi, zniechęca. Może inaczej - mam zamiar tutaj pisać, oczywiście, swoje przemyślenia dotyczące swojego (a może i nie tylko) marnego życia, opierając je na różnych utworach, różnych wykonawcach. Bo naprawdę muzyka jest dużą częścią mnie. I właściwie nie piszę tego dla nikogo konkretnego - piszę to dla siebie, jako pewnego rodzaju kolejną próbę wyrażenia siebie i swojej osobowości. Może to pomoże mi zrozumieć pewne zjawiska, których nie jestem w stanie pojąć. Może pomoże mi przetrwać... a właśnie. Adres bloga dużo różni się od jego tytułu, ale nie jest w żadnym przypadku losowy - jest swoistym alternatywnym tytułem. Dla niezaznajomionych z językiem Shakespeare'a - 'voices of perseverance' znaczy ni mniej ni więcej tyle, co 'głosy przetrwania'. Taaak, po polsku brzmi znacznie gorzej i znacznie bardziej snobistycznie. Tutaj też jest nawiązanie i to podwójne, ale szczerze wątpię, żeby ktokolwiek je wychwycił. Nikt kto mnie dobrze zna nie podziela ze mną mojego gustu muzycznego, a nikt kto podziela mój gust muzyczny nie zajrzy na tego bloga. Nawiązuje w tym tytule do jednego z moich ulubionych albumów - 'The Sound of Perseverance' wybitnej grupy Death i do szóstego utworu znajdującego się na nim - 'Voice of the Soul'. Ten utwór jest zdecydowanie moim ulubionym na tym albumie i jest najgenialniejszą intrumentalką, jaką kiedykolwiek miałem okazję usłyszeć. Jednak powstrzymam się od hołubienia jej i opisywania jak jest genialna, co mam w zwyczaju za każdym razem gdy o niej wspominam. Przejdźmy dalej.

           Nie wiem czy ma jakiekolwiek znaczenie kim jestem. Najważniejsze jest, że jestem młody i gówno wiem o życiu. Jednakże uważny czytelnik zdoła dostrzec pewne moje cechy charakteru, bo muzyka to bardzo zręczny środek komunikacji. W tym blogu często będę podawał linki do różnych stron w serwisie last.fm, bo jak już wspomniałem, blog ten jest o muzyce, a tam jest wszystko, co powinniście wiedzieć czytając tego bloga, a czego po prostu nie mam zamiaru tutaj pisać. Zachęcam do klikania w nie i odsłuchiwania utworów, czytania o wykonawcach, chociaż mam świadomość, że mój gust muzyczny nie należy do najprzystępniejszych. Ale postaram się o jak największe spektrum gatunków.

           Wspaniale, chyba mam za sobą wstęp. Mam nadzieję, że nie wypadł zbyt sztucznie; szczerze mówiąc, mam nadzieję, że wyszedł nijak - nie powiedział Ci zbyt dużo, ale też nie zniechęcił Cię do dalszej lektury. Dobrze więc. Teraz możemy zacząć na serio...


           Od razu wspomnę, że nie piszę tego wpisu z jakąś konkretną myślą, nie mam w głowie żadnego konkretnego przemyślenia. Dlatego też wcisnę magiczne trzy klawisze 'ctrl + shift + r' i zobaczę jaki utwór wylosuje mi foobar (foobar, czyli program którego używam do odtwarzania muzyki, ma taki fajny myk, że można sobie ustawić globalne skróty klawiszowe - takie, które działają zawsze gdy foobar jest włączony; ale może być schowany w trayu, ważne, żeby był włączony. Pod skrótem 'ctrl + shift + r' mam opcję 'random'). Klikam, i... dobra, zaczynamy od mocnego kopa. I dość ciekawie.


           Na pewno masz jakieś poglądy na temat samobójstwa, odebrania sobie życia. I na pewno masz jakieś poglądy na temat wiary, religii. Oczywiście ja też mam. Utwór, który wylosowałem mówi o tych dwóch kwestiach równocześnie. Wyobraź sobie człowieka, który z jakichś powodów po prostu nienawidzi Boga. Nienawidzi go i zrobiłby wszystko, żeby w jakiś sposób go upokorzyć. Taki człowiek nie może być, oczywiście, ateistą, musi wierzyć. Nie oceniaj go, po prostu go sobie wyobraź. To bardzo ciekawa postać; mimo, że tak bardzo nienawidzi Boga, to wiara sama w sobie jest dla niego bardzo ważna, wręcz najważniejsza. Bo nie da się nienawidzić kogoś lub czegoś bez zaangażowania. Taki człowiek jest zaślepiony przez nienawiść i ta nienawiść wypełnia jego życie po brzegi. Ciągle szuka nowych sposobów, by dopiec stwórcy, by po prostu się na nim zemścić za to co mu zrobił, lub po prostu dla samej chęci. I w końcu znajduje ujście - nadzwyczaj radykalne, ale jakże (według jego mniemania) genialne. Jak wierzą chrześcijanie, Jezus Chrystus umarł na krzyżu w wieku 33 lat (nie mam na to żadnych dowodów i szczerze wątpię, żeby były. Ale tak się przyjęło). Utwór który wylosowałem to 'Sacrificial Suicide' grupy Deicide - już domyślacie się do czego zmierzam? Nie? Cóż, a co powiesz na akt samobójstwa w wieku 33 lat? Tak... to bardzo przebiegłe. Samobójstwo z punktu widzenia chrześcijaństwa jest wielkim grzechem - w końcu odbierasz sobie życie, z pełną premedytacją grzechu. Sam siebie skazujesz na potępienie, a robiąc to w wieku 33 lat dodajesz temu iście symbolicznego znaczenia; stajesz się przeciwieństwem Chrystusa miłosiernego - czyn ten robisz z egoistycznej chęci zemsty, z czystej nienawiści, tylko po to, żeby pokazać jak bardzo nie chcesz bożej łaski. Czyż może być większe upokorzenie dla Boga? Ale nasz język jest tak skonstruowany, że pisząc o takich czynach od razu przekazuję pewne negatywne emocje - a ja nie chcę obciążać tego czynu jakimkolwiek ładunkiem emocjonalnym; chciałbym, żebyś w ogóle go nie oceniał. Moja refleksja polega na tym, czy takie radykalne czyny mają w ogóle sens, czy warto poświęcać własne życie dla tak nieracjonalnych przekonań. Bo tu nie chodzi o konkretną wiarę, konkretne przekonania, tylko o zasadę. Czy mamy prawo stawiać coś wyżej od życia? Czy odebranie go sobie nie jest przypadkiem pójściem 'na łatwiznę'? Według mnie jest. O wiele więcej można zrobić żyjąc, niż umierając, ale nie jest to bezwzględną zasadą. Nie ma takich zasad. Zawsze znajdzie się taka sytuacja, w której więcej dobra uczynisz umierając, niż żyjąc. Oczywiście - będzie to sytuacja ekstremalna do bólu, ale będzie. Niemniej, jeżeli mam być bardziej konkretny - umieranie dla religii, wiary, jest dla mnie aktem tak bezsensownym, że bardziej być nie może. Po prostu nie warto. Ale wynika to z moich poglądów, nie z jakichś głębszych, filozoficznych przemyśleń. W każdym razie chciałbym, żebyś zatrzymał się na chwilę i zastanowił się nad tym. Zawsze masz wybór i prawie nigdy nie wybierzesz tak, żeby uszczęśliwić wszystkich. I nigdy nie będziesz mógł stwierdzić który wybór będzie najlepszy. Bo nie ma takiego pojęcia jak obiektywne 'najlepszy wybór'. Nie ma. Szczęście jest rzeczą wybitnie subiektywną.
"There are things in life worth fighting for
And some things are better off let go
"

26 komentarzy:

  1. Małe sprostowanie: Chrystus zawisł na krzyżu w roku 33 n.e., i jest to sprawdzalne historycznie. Natomiast władze kościoła katolickiego przyznały, że urodził się mniej więcej w 7 roku p.n.e., tylko jakiś urzędas sie pomylił, a dziś rok 1 n.e. oficjalnie jest tylko symbolicznym rokiem jego narodzenia. Także z prostych działań matematycznych wynika, że w chwili śmierci Jezu Chryst miał ok. 40 lat :)

    Pozdrawia Seth :P

    OdpowiedzUsuń
  2. A 40 to liczba biblijna oznaczająca śmierć. Ciekawe, hm? Ja sie niestety nie zgadzam. JEDYNE za co jestem w stanie umrzeć bez zastanowienia to Bóg, moja wiara, moja religia.
    Pozdrawia Boiziba <333

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki Wam za komentarze :D Seth: cóż, zapewne masz rację, ale nie jestem teologiem, więc trudno jest mi to zweryfikować - niemniej wierzę na słowo. W każdym razie wątpię, żeby Benton też był specjalnie w tej materii wykształcony, dlatego nie są ważne tutaj konkretny (: Madzia <333333

    OdpowiedzUsuń
  4. Prosisz o refleksję na dany temat na podanym przykładzie. Mi osobiście trudno jest w takiej sytuacji pozbawić moje myślenie emocji.
    Oczywiście samobójstwo jest takim "pójściem na łatwiznę" i tu właśnie mam problem. Trudno to "osądzać" (też brzmi negatywnie) myśląc o ogóle osób popełniających samobójstwo. Trzeba by przyjrzeć się konkretnemu przypadkowi i wczuć się w jego sytuację na tyle by zrozumieć dlaczego postąpił tak a nie inaczej.
    Każdy jest inny, przeżył co innego, ma inne poglądy na świat, ma inną psychikę...

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo podobne jest moje zdanie, o Anonimowy człecze :D właśnie w tym sęk, że według mnie nie ma rzeczy bezwzględnych, a musielibyśmy założyć bezwzględne prawo mówiące, że odebranie sobie życia jest złem bez względu na wszystko inne - okoliczności przede wszystkim. A zawsze znajdzie się sytuacja, w której będzie nam się wydawać, że samobójstwo to najlepsza opcja. Podkreślam - wydawać! Bo jak już wspomniałem, nie możemy bezbłędnie stwierdzić, że to rozwiązanie jest najlepsze. Jesteśmy zbyt maluczcy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Widzę, że coraz więcej ludzi na PPP zakłada blogi i piszę o swoim życiu czy pasjach. Życzę powodzenia i kontynuowaniu tego bloga choć zaskoczony jestem, bo długie posty piszesz a ja takie lubię i z przyjemnością czytam.
    Dodam Twój blog swoich polecanych i zapraszam na mój
    Pozdrawiam
    Mikulew

    OdpowiedzUsuń
  7. Mikulew: wiem, że nie miałeś tego na myśli, ale nie stworzyłem tego bloga dlatego, że 'coraz więcej ludzi na PPP zakłada blogi i piszę o swoim życiu czy pasjach'. Stworzyłem go, bo miałem taką potrzebę, a zainspirował mnie w sumie do tego FeniX, którego blog czytam regularnie i z niemałą przyjemnością. Ale dzięki wielkie za pozytywny komentarz i z pewnością możesz liczyć na to, że Twój blog także od czasu do czasu przejrzę (:

    OdpowiedzUsuń
  8. OK, może napisałem tak, że zinterpretowałeś to, że 'coraz więcej ludzi na PPP zakłada blogi i piszę o swoim życiu czy pasjach'. Chciałem tylko poinformować, że coraz więcej PSerów tworzy blogi. To dobrze, że stworzyłeś, bo cię coś zainspirowało w środku i chciałeś to wyrazić za pomocą bloga. Ja tak mam/miałem, FeniX zapewnie też. Spox powiedz Shaiibonowi, że tata kupił gdzieś w sklepie z odzieżą tą czarną koszulę :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Powiem :D jeszcze raz dzięki za komentarz.

    OdpowiedzUsuń
  10. a ja to co, teolog jestem?:P

    wbrew pozorom, Benton ma cholernie wielkie pojęcie na temat religii katolickiej. udowodnił to argumentując czemu jest jej przeciwnikiem.

    a jeśli chodzi o śmierć: nie umarłbym za coś, tylko za kogoś. a jeśli chodzi o kogoś, to za każdego człowieka.

    Anonimowy Seth :P

    OdpowiedzUsuń
  11. Czuję, że wielkimi krokami zbliża się chwila na Mont Blant'a.

    Well done Gildor.

    Proponuję, żebyś random utwór umieszczał nad twoją interpretacją.

    OdpowiedzUsuń
  12. Po pierwsze Maćku nie lubię cie bo zepsułeś mi zagadkę z tytułem bloga, a ja lubię zagadki...

    No ale wracając ad rem, ciekawy pomysł masz, niebanalny i to mi się podoba. Zgadzam się z tobą też co do roli, czy znaczenia muzyki w życiu, moim zdaniem jest tak:to co słuchasz masz w mózgu, sercu czy nawet w duszy... w pewnym stopniu oczywiście.
    Co do tematu posta. Nie rozumiem jak można siebie zabić, a samobójstwo z takiego powodu... głupota jak dla mnie. Nie chce się tu rozpisywać na tematy teologiczne bo to temat rzeka, dlatego skupie się na samej śmierci.
    Jak dzisiaj jechalem autobusem miałem taką zozkmine "celem życia jest śmierć". Dla "szarego obywatela" może to być źle odebrane. Ale jeśli się przyjmie filozofie taką jak ja, że to środki uświęcają cel a nie na odwrót sprawa wygląda inaczej. Innymi słowy jak to śpiewala pani Geppert "jaka róża taki cierń, jakie życie taka śmierć", czy coma "jałowe życie, jałowa śmierć". No to ja tak sobie myślę w tym autobusie, że chciałbym jakoś fajnie umrzeć, np: przedzierając się przez dżungle, skacząc ze spadochronu, w katastrofie mojego samolotu, albo lepiej promu kosmicznego itp. A popełnić samobójstwo z nienawiści do Boga to by znaczyło , że treścią życia jest nienawiść i samozniszczenie, czyli kaszana.

    To tyle narazie anonimowy Vekk

    OdpowiedzUsuń
  13. Ej anonimowy SetHcie :P

    Nie przesadzaj, za skurwysynów nie warto umierać, a skurwysyn, wbrew pozorom, też człowiek.


    {:>

    OdpowiedzUsuń
  14. Czemu za skurwysynów nie warto umierać?

    OdpowiedzUsuń
  15. Hiro, streść.

    OdpowiedzUsuń
  16. Jak dla mnie to pytanie samo w sobie zawiera odpowiedź

    OdpowiedzUsuń
  17. Well, zależy jakie masz zasady moralne; za skurwysynów też warto umierać według niektórych, właśnie po to, żeby pokazać tym skurwysynom, że może nie warto być skurwysynem.

    Also, podpisujcie się, bo lubię wiedzieć z kim rozmawiam. {:> - Ty nie musisz.

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie wiem według kogo oO Według mnie na pewno nie warto. Trochę szacunku do swojego życia, jak ktoś jest skurwysynem to i tak nie wiadomo czy zrozumie.

    A ja się nie podpiszę! hyhy.

    OdpowiedzUsuń
  19. Chociażby według chrześcijan, polecam uświadomić sobie co zrobił Chrystus (; umarł za każdego człowieka, a w tamtych czasach about 99% ludzi było istnymi skurwysynami.

    OdpowiedzUsuń
  20. ale to był Chrystus, chrześcijanin nie musi za nikogo umierać, no błagam. I nie musisz mi polecać uświadomienia sobie, co zrobił Chrystus :/

    OdpowiedzUsuń
  21. well, Chrystus powinien być wzorem dla każdego chrześcijanina; wymówka typu 'ale to był Chrystus' jest dla mnie mało przekonująca, mimo że mam świadomość, że nie każdy ma taką wewnętrzną siłę jako miał on. Niemniej nikt nie mówi, że ma być łatwo.

    Jednocześnie nie chcę nikogo przekonywać do takiej postawy, piszę po prostu to co uważam i żywię wielki szacunek dla każdego, kto ma swoje poglądy, poparte odpowiednimi argumentami.

    OdpowiedzUsuń
  22. No ok, wzorem, ale trochę rozumu. Jestem chrześcijaninem, ale za skurwysyna bym nie umarł, bo to bez sensu. Zraniłoby to zbyt wiele mi bliskich osób. Więcej szkody niż pożytku. Co innego za kogoś bliskiego. Takie pieprzenie czysto teoretyczne w stylu "ojej powinno się za kogoś umrzeć, nawet za skurwysyna, bo może wtedy on zmądrzeje i wszystko będzie takie piękne i patetyczne" uważam za nieżyciowe i niepotrzebne. Poza tym, nikt nie ma takiej wewnętrznej siły jak miał Chrystus , bo On jest Synem Boga xD A jeszcze poza tym, zważmy na czasy, w których żyjemy, kto teraz myśli o umieraniu za kogoś? Bardzo rzadko spotykana sytuacja myślę,nie obrażając nikogo.

    OdpowiedzUsuń
  23. Przecież nie mówię nikomu, że powinien umierać za skurwysynów, przedstawiam tylko jak to tłumaczy biblia, nie komentując.

    Podobnie jak Ty uważam, że wszystko jest względne.

    OdpowiedzUsuń
  24. Chyba troszkę inaczej tłumaczy to biblia :P ale już mi się znudziła ta dyskusja ;]

    {:>

    OdpowiedzUsuń
  25. "JEDYNE za co jestem w stanie umrzeć bez zastanowienia to Bóg, moja wiara, moja religia."

    Umieranie za wiarę w życie wieczne nie jest imo czymś spektakularnym czy godnym podziwu...

    Tylko jeśli nie wierzymy - śmierć za kogoś jest czymś "łał".

    Umarłbym za mojego psa, Mamę, Tatę, brata, przyjaciół... Ale raczej nie byłoby to czymś imponującym bo wierzę...
    Nie wiem z kolei czy moja łatwość w podjęciu takiej decyzji nie byłaby swego rodzaju grzechem patrząc na to, że życie to wielki dar.

    W życiu nie umarłbym (xp) za skurwysyna. Byłoby to bez sensu patrząc na to, że jeżeli uważam kogoś za skurwysyna to automatycznie jest to ktoś kogo życie jest w moim mniemaniu mniej wartościowe od mojego...

    Wątpię, żeby Jezus umarł sobie za ludkuf gdyby to byli sami skurwysyni którzy
    (wg przeprowadzonych przez Ciebie badań xpp) stanowili w tym czasie na ziemi 99%, umarł raczej za te pozostałe 4%.

    -Klapć ;*

    OdpowiedzUsuń
  26. "To be, or not to be." I zeszliśmy z przygód Jezusa do Szekspira. "Boisz się śmierci? Śmierć to jedyna rzecz której w życiu można być pewnym, a ludzie się jej boją". Nie pamiętam kto to powiedział. Jednak sądzę że umieranie za coś czy po coś, mija się z celem.

    Jako nie wierzący nie będę się wcinał w rozmowę o wierze czy Chrystusie. Był, zmarł, grupa ludzi w to wierzy, wolny kraj.

    Religia jest rzeczą względną. Hindusi właśnie się przebijają (jakieś święto u nich trwa) za swojego boga. I po cholerę im to? Bo wierzą w to.

    Wy wierzycie w to że Chrystus umarł na krzyżu dla ludzi. Dla skurwysynów i całej reszty. Może wcale tak nie było, IMO Jezus i cała jego drużyna pierścienia to banda największych cfaniaków jakich świat nosił. Bez obrazy wszystkim który biegają na roraty o 4:30 itd.

    Za co bym umarł? Za życie. Wierzę w jedno. Wierzę w chwilę chwytaną. "Carpe diem."

    Podziękowania dla tych co to przeczytali. Jedna z moich dłuższych wypowiedzi.

    ~ Jako iż tak mia dali rodzice - Maksym.

    OdpowiedzUsuń